Śmierć ciężarnej 33-latki w Nowym Targu. Jest kolejny ruch prokuratury

Dodano:
Podhalański Szpital Specjalistyczny w Nowym Targu Źródło: Newspix.pl / Grzegorz Lyko
Śledztwo w sprawie śmierci 33-letniej pani Doroty, która w piątym miesiącu ciąży trafiła do szpitala w Nowym Targu, przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach – informuje TVN24. Ta sama prokuratura zajmowała się m.in. sprawą Izabeli z Pszczyny czy pacjentki z Częstochowy.

Jak informuje TVN24, katowicka Prokuratura Regionalna przejęła śledztwo w sprawie śmierci 33-letniej pani Doroty, która trafiła do szpitala w Nowym Targu po odpłynięciu wód płodowych w piątym miesiącu ciąży. Informację o przeniesieniu śledztwa z Prokuratury Okręgowej w Nowym potwierdziła stacji rzeczniczka katowickiej prokuratury. „W tej prokuraturze prowadzona była między innymi sprawa pani Izabeli z Pszczyny oraz pacjentki w ciąży z Częstochowy” – zauważa TVN24.

33-latka zmarła w nocy z 22 na 23 maja, trzy dni po przyjęciu do szpitala, z powodu wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej złożyła na policji zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na „narażeniu na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia przez personel szpitala”. Policja zaś powiadomiła o sprawie miejscową prokuraturę. O śmierci pacjentki prokuraturę powiadomił także dyrektor szpitala Marek Wierzba. Złożył też wniosek o przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego.

W Nowym Targu zmarła pacjentka w ciąży

– Była to pacjentka z ciążą trudną, powikłaną. Stan pacjentki gwałtownie się pogorszył. Doszło do obumarcia płodu, a następnie były podjęte czynności w celu ratowania życia pacjentki, natomiast zakończyły się niepowodzeniem –przekazał dyrektor placówki w rozmowie z dziennikarzami. W wydanym wcześniej oświadczeniu Podhalański Szpital Specjalistyczny podkreślił, że „jest otwarty na współpracę z wszelkimi organami, których celem jest wyjaśnienie okoliczności nagłego zgonu pacjentki”.

Rodzina kobiety wyjaśnia jednak, że nikt nie poinformował pacjentki ani jej męża, że szanse na utrzymanie ciąży są w takiej sytuacji nikłe. – Wiedziałem, że dziecko może się udusić, bo nie ma czym oddychać. Zostałem jednak uspokojony, że żyje, że wszystko jest w porządku, a oni [lekarze – red.] będą obserwować, jak się będzie rozwijało. Lekarz dyżurujący powiedział mi, że są szanse na szczęśliwy finał, jeśli żona będzie leżeć – opowiadał mąż pani Doroty dziennikarzom „Uwagi” TVN.

– Wszystko było utrzymywane w duchu dawania nadziei, przekonywania, że wszystko będzie dobrze. W ogóle nie było mowy o tym, że ona może stracić ciążę. A co dopiero życie – dodawała kuzynka kobiety.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...